sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 1- One Thing, Thousand Problems

Witam wszystkich!
Oto pierwszy rozdział ,,One Thing, Thousand Problems".
Zapraszam i proszę o komentowanie! :)

------------------------------

     Siedziałam w przedziale pociągu Hogwarts  Express i patrzyłam przez okno, rozmyślając nad tym jak będzie wyglądał mój 6 rok w Hogwarcie. Po mojej lewej stronie stronie siedziała puchonka Jenna Lovegood, niska zielonooka blondynka, która opowiadała właśnie ,,ciekawą" historię o dwuzębcach pospolitych. Oprócz mnie i panny Lovegood w przedziale siedzieli gryfoni Jason Longbottom i Charlie Weasley oraz moja przyjaciółka Catylin Parkinson prosto ze Slytherinu. Cały przedział zdawał się być zainteresowany historią dwuzębnych potworów. Prawie cały. Panna Parkinson patrzyła się na mnie wzrokiem bazyliszka.
-Lilianne Lucretia Alexandra Victoria Jones! Mówię do Ciebie już od 5 minut, a ty mnie po prostu nie słuchasz.
- Wystarczy! - krzyknęłam odwracając się w stronę Parkinson. Nienawidziłam jak ktoś zwracał się do mnie pełnym imieniem, a ona doskonale o tym wiedziała. 
- Jasne, że słucham. -odpowiedziałam modląc się w duchu, aby taka odpowiedź wystarczyła mojej przyjaciółce. Moja przyjaciółka była osobą, której nikt nigdy nie ignoruje, a jeśli znajdzie się jakiś śmiałek, to będzie musiał schować dumę do kieszeni i błagać szansowną panią o przebaczenie. Inaczej przez kolejne pół roku panna Parkinson się do niego nie odezwie. Catylin była szczupłą, niewysoką brunetką o prawie czarnych oczach i  pełnych ustach. Uchodziła za najbardziej lubianą i najładniejszą dziewczynę w Hogwarcie, czego jej trochę zazdrościłam. Dodatkowo była osobą sympatyczną i lekko wredną, jak na Ślizgonkę przystało. 
- To jakie było ostatnie zdanie jakie powiedziałam? - zapytała ze złośliwym uśmiechem. O Catylin można było wiele rzeczy mówić, ale jeszcze żaden uczeń nie zarzucił jej nigdy, że nie nadaje się na Ślizgonkę.
- ,,Mówię do Ciebie już od 5 minut, a ty mnie po prostu nie słuchasz." - odpowiedziałam chytrze.
Moja przyjaciółka prychnęła. Nagle drzwi do naszego przedziału się otworzyły. 
-Witam panów i szanowne panie! -
Matthew Zabini, rok starszy gryfon uśmiechnął się szeroko, rozłożył ręce i przytulił mnie oraz Cat na powitanie. 
-Jesteście pilnie wzywane przez cudownych ślizgonów!
       W krainie cudownych ślizgonów spędzali czas David Malfoy, Cassie Greengrass, Jace Lestrange i Lukaster Goyle, na którego widok zgodnie się skrzywiłyśmy z Catylin. Ja i Matt byliśmy pierwszymi gryfonami od wielu lat, których akceptowali uczniowie z domu Salazara i z wzajemnością. Najprawdopodobniej dlatego, że Tiara Przydziału zastanawiała się nad przydzielaniem nas do domu węża. Tak więc, tworzymy paczkę z Zabinim, Parkinson, Malfoyem, Greengrass i Lestrange.
-Co ty właśnie zrobiłaś z włosami? - przerwała moje rozmyślania Cassie.
Cały przedział patrzył się na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy.
-Ni-nic - odpowiedziałam lekko przerażona minami przyjaciół. - Czemu miałabym robić coś z włosami? 
Nikt nie raczył mi odpowiedzieć, jedynie Catylin podała mi małe lustro. 
      Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i gapilam się na mój wizerunek w niewielkim lusterku nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Niedawno byłam średniego wzrostu blondynką o brązowych oczach, opalonej twarzy, wąskich ustach i falowanych włosach. Z lusterka patrzyła na mnie niebieskimi oczami ładna kobieta o jasnej karnacji, pełnych ustach i prostych, brązowych oczach. A najśmieszniejsze było to, że rano wyglądała całkiem inaczej. 
- Niesamowite - podsumowałam swoją nagłą przemianę. Przyjaciele nadal patrzyli się na mnie z otwartymi buziami. Ciszę przerwała Cassie, która przypomniała nam o przebraniu się zanim dojedziemy do Hogwartu.
                           •••••
       Na kolację w Wielkiej Sali weszliśmy w siódemkę, niestety z Goylem. Oczywiście Goyle nie byłby sobą, gdyby nie potknął się o własne nogi dokładnie przed drewnianym stołkiem, na którym leżała Tiara Przydziału. Lukaster runął swym ogromnym ciałem na stołek, a Tiara poszybowała nad głowami moich przyjaciół, lądując dokładnie pod moimi nogami. Natychmiast podniosłam ją widząc zbliżającego się do mnie szybkim krokiem profesora Henry'ego Lester, opiekuna Slytherina, który patrzył się na mnie wściekle, jakby to była moja wina. Odstawiłam Tiarę Przydziału na swoje miejsce, ciesząc się, że postrach Hogwartu nie odejmie mojemu domowi sto punktów za nic. Kiedy miałam odejść do swojego stołu, usłyszałam cichy głosik w swojej głowie.
-Dziękuję krukonko, chociaż ty umiesz się zachować. 
Popatrzyłam podejrzliwie na Tiarę. Byłam pewna, że to ona się odezwała. Ale czemu nazwała mnie Krukonką? Sześć lat temu ta sama Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru. Poszłam, prawie biegnąc, do stolika mojego domu i usiadłam po prawej stronie Matta, naprzeciwko Bena Weasleya. Zastanawiałam się nad zagadkową wypowiedzią Tiary Przydziału, która właśnie śpiewała jak co roku swoją piosenkę. W końcu doszłam do wniosku, że musiała się pomylić. Głupie, ale jedyne wytłumaczenie sytuacji.
           Uśmiechnęłam się widząc młodszą siostrę Davida, Jessicę Malfoy stojącą w tłumie pierwszorocznych. Oczywiste było, że Jessica trafi do Slytherinu. Chwilę później okazało się, że miałam rację.  Gdy Tiara przydzieliła ostatnią osobę, dziewczynkę o jasnych włosach i niemiłej minie, Yanę Yaxley do Slytherinu, na stole pojawiło się pełno talerzy z jedzeniem, na co Ben mlasnął głośno. 
         Godzinę później uczta się skończyła, a dyrektor Harvey zakończył swoje co roczne przemówienie na temat zasad szkoły i przeszedł do najbardziej oczekiwanej chwili przez swoich wychowanków.
- Jak już zapewne wszyscy wiecie tego roku odbędzie się Turniej Trójmagiczny! Szybko jeszcze przypomnę wam, że turniej odbywa się co 7 lat na przemian w trzech największych europejskich szkołach magii, a tego roku odbędzie się w Hogwarcie! Już jutro przyjedzie 20 uczniów z Durmstrangu i 20 wychowanków szkoły Beuxbuttons. Reprezentantów wybierze czara ognia. Reprezentanci bedą musieli przejść pomyślnie 3 testy, sami albo w kilkuosobowych grupach. Swoje głosy można oddać podpisując kartkę i wrzucając ją do czary. Czara wybierze 4 najbardziej utalentowanych czarodziejów z każdej ze szkół. Nie ma żadnych ograniczeń wiekowych! Jednak przemyślcie dobrze czy na pewno tego chcecie bo nie ma odwrotu. Czarodziej, który wygra zostanie okryty wielką sławą, a jego imię będzie znane wśród czarodziejów w całej Europie. Dodatkowo zwycięzca dostanie 1000 galeonów nagrody! Głosy będzie można wrzucać już jutro wieczorem, a reprezentanci zostaną wybrani pojutrze. A teraz dobranoc! 
          Na Wielkiej Sali zapanował chaos, gdy podekscytowani uczniowie zaczęli biegać poszukując przyjaciół i pytając wszystkich czy wrzucają imię do czary. Chwilkę później podeszła do niej Catylin.
- No to jak przyjaciółeczko, rozumiem, że wrzucisz swoje imię do czary? Bo słyszałam, że gryfoni nie tchórzą.
- Oczywiście, że nie tchórzą! Jutro z samego idę do czary wrzucić kartkę. - odpowiedziałam, mając nadzieję, że mój głos brzmi pewniej niż się czuję.
- No to dobrze się składa bo ja i reszta paczki idziemy z tobą! -uśmiechnęła się - A teraz dobranoc! - przytuliła mnie i pobiegła do przyjaciół ze swojego domu.
        Gdy doszłam do mojego dormitorium, jeszcze nikogo nie było w środku. Mieszkałam razem z 3 dziewczynami z mojego roku, Seleną Braun, Ashley Laff i Emily Swift. Rozpakowałam szybko swoje rzeczy, schowałam je w szafie i pół godziny później byłam już wykąpana i kładłam się spać.
                  ••••••••••••••••
         Obudziłam się w środku nocy. Leżałam chwilę w łóżku, mając nadzieję zasnąć, ale wkrótce stwierdziłam, że i tak mi się nie uda. Usiadłam na parapecie okna, patrzyłam się na błonia. Hogwart był dla mnie drugim domem i nie chciałam nawet myślec o tym, że przyszły rok będzie dla mnie ostatnim rokiem w szkole. Nigdy nie zapomnę jak się bałam, że Tiara uzna, że się nie nadaję do Hogwartu, co było bezsensowne bo byłam czystokrwistą czarownicą. Zawsze cieszyłam się, że moi rodzice, Ann i George Jones, chociaż mieli czystą krew, nie mieli obsesji na punkcie tępienia szlam, jak naprzykład rodzice Malfoya. Nie byli zdrajcami krwi, ale także nie brzydzili się mugoli i mugolaków. Wstałam z parapetu, aby wyjąć z mojego kufra brązowy woreczek i wróciłam na miejsce. Wyjęłam z worka błyszczący, srebrny medalion. Dostałam go razem z wieloma innymi prezentami, wczoraj. Wczorajszego dnia, 31 sierpnia, na moje urodziny. W porównaniu do reszty moich prezentów, medalion jako jedyny okazał się warty większej uwagi. Od Catylin dostałam przypominajkę i tonę słodyczy z Miodowego Królestwa, od Zabiniego pelerynę niewidkę, od rodziców dostałam nową miotłę i od reszty przyjaciół jakieś drobiazgi i słodycze. Jednak medalion jako jedyny nie był podpisany. Jedyne co zawierał, to krótki tekst: 
,,Lilyanne A. 
przepraszamy. 
Strzeż tego medalionu za wszelką cenę. Miej go zawsze przy sobie.
Na zawsze Twoi L.A i S.A."
Nie było żadnego dłuższego tekstu, który by wytłumaczył sytuację. Tylko to. Ciekawiło mnie czemu Lilyanne A. i dlaczego miałam pilnować medalionu. Mimo wszystko nosiłam go codziennie na szyi, ukrytego pod ubraniami. 
           Złapałam medalion do lewej dłoni, łańcuszek wciąż mając na szyi. Na jednej stronie medalionu była narysowana mała, czarna spirala. Za to na drugiej stronie widniał czarny prostokąt. Nie miałam pojęcia co niesamowitego było w tym medalionie. Jednak, gdy bliżej się mu przyjrzałam, dostrzegłam maleńki napis.
-Lumos -szepnęłam. Na medalionie było napisane...
-Huuu-Huuuu- zahuczałam. Znowu to samo.

7 komentarzy:

  1. Pierwsza! Zaklepuję miejsce :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! 
    Ogólnie rzecz biorąc, początek historii wydaje się całkiem ciekawy, masz niekonwencjonalny pomysł, co działa na Twoją korzyść. Jakkolwiek przykrą niespodzianką jest dla mnie częstotliwość popełnianych przez Ciebie błędów. Przede wszystkim dostrzegłam problem ze znakami interpunkcyjnymi. Jest ich dużo, więc nie będę przytaczać przykładów; głównie dotyczy to zdań podrzędnych i imiesłowów. Używasz też zbyt „potocznego” stylu – mam tutaj na myśli, że używany język bardziej przypomina ten, którym mówimy, aniżeli literacką polszczyznę. Bardzo rażące jest wg mnie nadużywanie „jak” w miejscach, gdzie z powodzeniem możesz użyć „gdy” lub innego słowa; sugeruje to, że jesteś niezbyt oczytaną osobą, z ubogim zasobem słownictwa, a wątpię, czy to prawda. Warto więc nad tym popracować. Poza tym liczby w tekstach piszemy słownie („od PIĘCIU minut”, „mój SZÓSTY rok”). Warto też, byś wiedziała, że gdy do kogoś mówimy, jego imię też powinno być odmienione (w wołaczu, by być dokładnym) np. „Olu!”, nie „Ola!”. Powinnaś zastosować to w momencie, gdy Parkinson wywołuje wszystkie imiona głównej bohaterki (swoją drogą, nie za wiele ich?). W opowiadaniach nie stosujemy też zwrotów grzecznościowych – nie ma potrzeby pisania „ciebie” rozpoczynając od wielkiej litery.
    Pomijając jednak kwestię błędów, a przechodząc do fabuły… W zasadzie nie mogę wiele powiedzieć, bo rozdział jest bardzo krótki. Mimo to bardzo ciekawym chwytem wydaje mi się zakończenie, w którym nie tłumaczysz tajemnicy medalionu. Mam nadzieję, że szybko dowiemy się, o co z nim chodzi. Podoba mi się także to, że wymyślasz własne postacie, chociaż póki co nie zarysowałaś ich najlepiej. Oczywiście jestem dobrej myśli ;) Proszę o informowanie mnie mailowo o kolejnych rozdziałach (e-mail: wiktoria.filipowska@gmail.com). Poza tym proponuję znaleźć betę; na pewno poprawiłoby to jakość Twojego tekstu.
    Pozdrawiam i życzę Weny,
    Francesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ci za długi komentarz, wiele dla mnie to znaczy. Postaram się poprawić rozdział i w następnych częściach opowiadania uważać na błędy. ;)

      Usuń
  4. O Boże! Dawno nie czytałam czegoś, co by mnie tak zainteresowało.
    Pojawiają się znajome nazwiska, oczywiście z prologu wiemy, że akcja toczy się dużo wcześniej, niż w serii o Harrym Potterze.
    Zdziwił mnie fakt, że Gryfoni i Ślizgoni się przyjaźnią i już miałam się tego uczepić, ale świetnie to wyjaśniłaś :D
    Robisz co prawda parę błędów, ale nie rzucają mi się w oczy. Zasmucił mnie jednak fakt, że prawie nie dodajesz opisów postaci - nie mam pojęcia, jak wyobrazić sobie Matthew (nie wiem, jak to imię odmienić xd), czy na przykład dyrektora Hogwartu.
    Mam podejrzenie, że nasza bohaterka jest adoptowana, czyż nie? :D I widzę, że jest zmiennokształtna... Czy ten medalion ma z tym jakiś związek? Z pewnością ma ^^
    Widzę, że rozdział dodałaś 13 czerwca i od tamtej pory nic się nie pojawiło. Martwi mnie to, ale nie pospieszam. Mamy wakacje, masz życie, a poza tym nie można nic pisać na siłę, bo wtedy nie wychodzi - trzeba czekać na przypływ weny.
    Tak więc życzę Ci tego przypływu i miłych wakacji.
    Czekam na dalszą część ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bloga oczywiście nie porzucam, jednak przez WPO (Wielką Poprawę Ocen), wyjazdów i braku weny nie mogłam nic napisać. xD Ciężko pisze mi się opisy, ale czas się postarać. :P Nic nie spoiler'uje. :D Następny rozdział postaram siè napisać jak najszybciej.

      Usuń